środa, 27 stycznia 2010

Wegadzieci

Wegadzieci


Rozmawiała Aneta Augustyn 2010-01-25


Centrum Zdrowia Dziecka rozpoczyna pierwsze w Polsce badania wegańskich dzieci

Aneta Augustyn: Dlaczego akurat dzieci wegańskie, a nie wegetariańskie?




Małgorzata Desmond*: Bo o ile wegetarianie budzą coraz mniej kontrowersji, o tyle dzieci na ścisłej diecie roślinnej wciąż są traktowane jako poważnie zagrożone niedoborami żywieniowymi. Rodzice, którzy już zaczęli się do nas zgłaszać z takimi dziećmi, nie mają najlepszych doświadczeń ze służbą zdrowia. Wśród pediatrów panuje powszechne przekonanie, że dieta wegańska może wywołać niedożywienie i serię chorób, łącznie z opóźnieniem rozwoju.

Da się odchować zdrowo dziecko bez mięsa, jajek, mleka, sera, masła, a nawet miodu?




- Istnieją badania, które wykazały, że dzieci wegańskie rozwijają się prawidłowo, że rzadziej niż rówieśnicy mają nadwagę czy otyłość. I że potem, już jako dorosłym, rzadziej dokuczają im choroby cywilizacyjne. U nas jeszcze takich badań nie robiono. Jesteśmy ciekawi, czy nasze badania potwierdzą dobroczynny wpływ jadłospisu roślinnego na rozwój dzieci.



Co będziecie sprawdzać?



- Dziecko zostanie gruntownie przebadane przez antropologa, pediatrę, psychologa i żywieniowca. Ocenimy masę ciała, wysokość, ogólny stan zdrowia, rozwój psychoruchowy, zrobimy badania krwi; oczywiście wszystko bezpłatnie. Zapraszamy dzieci w wieku 3-10 lat, które przynajmniej od roku są na diecie wegańskiej lub zbliżonej. Jeśli dziecko jada rybę lub nabiał sporadycznie, raz na kilkanaście dni, to nie wpłynie to na wyniki badań. Trzeba sobie zarezerwować kilka godzin, dziecko musi być na czczo.



Przeciwnicy diet bezmięsnych straszą jaroszy anemią i awitaminozą.



- American Dietetic Association potwierdziła, że prawidłowo skomponowana dieta wegetariańska i wegańska jest odpowiednia na każdym etapie życia, także w przypadku dzieci czy kobiet w ciąży. Z różnych światowych badań wynika, że przeciętnie wegetarianie są znacznie szczuplejsi niż osoby spożywające mięso, mają o kilkanaście procent niższy poziom tzw. złego cholesterolu i dwukrotnie rzadziej zapadają na choroby serca, cukrzycę czy nadciśnienie, rzadziej również chorują na pewne nowotwory.



W Polsce wiedza na ten temat jest wciąż niewielka; nie prowadzi się badań nad wegetarianami, których jest u nas według badań OBOP ok. 400 tys.



Nie jest prawdą, że białko roślinne jest niewystarczające - białko soi jest równie wartościowe jak to w mięsie czy jajach. Badania wykazują, że występowanie niedokrwistości nie jest częstsze u wegetarian niż u osób spożywających mięso. Owszem, żelazo roślinne jest słabiej przyswajalne, ale jeśli odpowiednio skomponujemy jadłospis, wówczas jego niedobór nam nie grozi. Problemy biorą się ze zbyt monotonnego sposobu odżywania: bywa, że nastolatka przestaje jeść mięso, a w zamian spożywa wyłącznie żółty ser. Nie tędy droga - w dobrze ustawionej diecie nie tylko unikamy przetworzonej żywności, ale też dbamy, żeby znalazły się w niej cztery grupy produktów: pełne ziarna zbóż, owoce, warzywa i rośliny strączkowe w odpowiedniej ilości i proporcjach. Niezbędne jest podawanie suplementów witaminy B12 oraz witaminy D, zwłaszcza zimą, kiedy to nasza skóra nie otrzymuje dostatecznej ilości promieni słonecznych, głównego źródła tej witaminy.



Na Zachodzie żywność dla wegan jest wzbogacana, np. dodaje się witaminę B12 oraz D do mleka sojowego i innych produktów; u nas ta oferta nie jest jeszcze tak różnorodna. Każdy rodzic, który decyduje się na wychowanie weganina, powinien koniecznie zasięgnąć rady specjalisty, bo łatwo tu o błędy. Tymczasem w Polsce brak profesjonalnych poradni żywieniowych dla wegan. Ci, którzy się do nas zgłoszą, otrzymają fachowe zalecenia dotyczące żywienia. Nasza poradnia zaprasza po takie porady również dzieci wegetariańskie.

Czym skorupka za młodu...?




- W Kalifornii od lat 50. prowadzi się badania na Adwentystach Dnia Siódmego, którzy z powodów religijnych nie jedzą mięsa lub spożywają je w ograniczonym stopniu. W pierwszej fazie przebadano 30 tys. osób, które obserwowano przez kilkadziesiąt lat: wegetarian, wegan oraz jedzących mięso najwyżej raz w tygodniu. Okazało się, że żyją średnio dziewięć lat dłużej niż przeciętny Amerykanin, mają o połowę niższe ryzyko raka prostaty i aż o 88 proc. rzadziej chorują na raka okrężnicy. Większość z nich nie jada mięsa lub jada niewiele, od dziecka.



Druga oprócz adwentystów populacja, która żyje wyjątkowo długo i rzadko choruje na choroby cywilizacyjne, to mieszkańcy japońskiej wyspy Okinawa. Średnia życia jest tam najwyższa na świecie - 81,2 roku - mieszka tam najwięcej zdrowych stulatków. Seniorzy są aktywni do późna, choroby cywilizacyjne takie jak cukrzyca, nowotwory czy problemy z układem krążenia dotykają ich z najniższą częstotliwością wśród dokładnie przebadanych populacji na świecie. Odżywiają się praktycznie zgodnie z dietą semiwegańską - jedzą głównie warzywa, soję, słodkie ziemniaki, ryż; produkty zwierzęce stanowią tylko 4 proc. ich diety i są to przeważnie ryby, a nie mięso czy mleko.



Polacy na tym tle nie wypadają najlepiej.



- Statystyki są nieciekawe: 52 proc. z nas ma nadwagę lub otyłość, 46 proc. umiera na choroby układu krążenia, a 25 proc. na nowotwory.



Które zwykle są spowodowane przez kilka czynników, m.in. geny i sposób życia. Skąd wiemy, że mają związek z odżywianiem się?



- Tak poważne instytucje jak World Cancer Research Fund i American Institute for Cancer Research opublikowały raporty dotyczące związku diety z nowotworami. Pierwszy ukazał się w 1997 r., po 30 latach badań, drugi w 2007 - prawie połowa przypadków raka okrężnicy, żołądka, piersi jest związana z nieodpowiednim odżywianiem się. Może nas przed nimi ustrzec, oczywiście w pewnym stopniu, dieta oparta głównie na produktach roślinnych. Amerykański National Cancer Institute zaleca, żeby jeść siedem-dziewięć porcji dziennie, średnio po 80 g każda, np. jabłko, marchewkę, garść winogron. Polacy nie jedzą nawet pięciu porcji.



Związek między dietą a nowotworami widać także w badaniach Azjatów, którzy przeprowadzili się do USA, przejmując tamtejsze zwyczaje żywieniowe - w drugim i trzecim pokoleniu emigrantów częstotliwość zapadania na raka piersi i okrężnicy wzrosła pięciokrotnie.



Jest pani weganką?





- Tak, zaczęłam jeszcze jako nastolatka - pozwoliło mi to uporać się z kilkoma dolegliwościami, no i przede wszystkim czuję się lepiej. Bycia weganinem trzeba się jednak nauczyć, żeby nie dopuścić do problemów zdrowotnych. Temu także służą nasze badania.







*Małgorzata Desmond - specjalistka ds. żywienia, weganka od kilkunastu lat, absolwentka medycyny żywienia na Thames Valley University w Londynie. W poradni żywienia przy Klinice Pediatrii Centrum Zdrowia Dziecka będzie prowadziła porady dietetyczne dla dzieci na diecie wegańskiej lub wegetariańskiej, które zgłoszą się na badania. Zainteresowani udziałem mogą się kontaktować pod nr. 606 487 581, wege.poradnia@czd.pl





Źródło: Gazeta Wyborcza

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Patrzę jak umieram - Tony Judt, Newsweek 4/2010

"A gdy nadzieja nas opuszcza, teraźniejszość jest wszystkim, co mamy - w całej swojej grozie"

Tony Judt, Newsweek 4/2010

czwartek, 2 lipca 2009

Dziewczynki nie są gorsze

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80355,6749206,Dziewczynki_nie_sa_gorsze.html

Skad_sie_bierze_uzaleznienie

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80355,6773977,Skad_sie_bierze_uzaleznienie.html

Wegetarianie bardziej odporni na raka

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80355,6779773,Wegetarianie_bardziej_odporni_na_raka_.html

Po przebadaniu ponad 60 tys. osób brytyjscy i nowozelandzcy uczeni ogłosili, że wegetarianie rzadziej chorują na nowotwory złośliwe krwi, pęcherza i żołądka. Naukowcy sprawdzali zarówno osoby jedzące mięso, jaroszy, jak i tych, którzy są tzw. półwegetarianami - jedzą też ryby.

Okazało się, że o ile statystycznie spośród 100 osób wszystkożernych około 33 z czasem zachoruje na jakiś rodzaj raka, o tyle wśród tych, którzy nie jedzą mięsa, jest to 29. Niby różnica niewielka, ale to tylko średnia.

Gdy patrzeć na konkretne nowotwory, ryzyko, że wegetarianin zapadnie na chłoniaka nieziarniczego (nowotwór złośliwy krwi), jest mniejsze o połowę. Inny rak - szpiczak mnogi (dość rzadki rak szpiku kostnego) - u osób niejedzących mięsa rozwija się trzy razy rzadziej!

Mniejsze jest też zagrożenie rozwojem tych nowotworów u półwegetarian, ale różnica jest mniej widoczna niż u jaroszy.

W jaki sposób dieta może wpływać na choroby krwi?Mechanizm nie jest znany, ale specjaliści podejrzewają, że znaczenie mają wirusy i inne czynniki mutacyjne znajdujące się w mięsie. Lub alternatywnie - rośliny zawierają silne związki, które chronią nas akurat przed takim nowotworem złośliwym.

W przypadku raka żołądka wegetarian dotyczy o jedną trzecią mniejsze ryzyko rozwoju choroby. Akurat te wyniki nie zdziwiły uczonych - od dawna wiadomo, że czerwone mięso wpływa na rozwój raka żołądka. Uważa się, że winne są m.in. związki azotowe zawarte w mięsie, które uszkadzają DNA, prowadząc do mutacji komórek, a pieczenie mięsa na grillu dodatkowo powoduje skażenie mięsa innymi szkodliwymi substancjami.

Ku zdziwieniu uczonych rezygnacja z mięsa nie chroni nas przed rakiem jelita grubego. A przecież to zła dieta, tzw. ubogoresztkowa (mało błonnika, przetworzone jedzenie), jest według dietetyków głównym powodem rozwoju tej choroby. Dlaczego brak takiego powiązania? Nie wiadomo.

- Nasze badania, choć bardzo ciekawe, nie są na tyle kompleksowe, żeby namawiać wszystkich do porzucenia mięsa - uważa jednak prof. Tim Key, autor pracy. - Dieta wegetariańska też ma swoje ograniczenia - zawiera wprawdzie mniej tłuszczu i więcej błonnika, ale trzeba bardzo uważnie komponować posiłki, żeby nie doprowadzić do braku witaminy B12 w organizmie. To bardzo ważny składnik diety, mający wpływ na wiele procesów zachodzących w naszym ciele - tłumaczy. To, co jemy, ma ogromne znaczenie dla naszego zdrowia, ale powiązania między występowaniem raka a dietą są bardzo skomplikowane i uczeni wciąż szukają czynnika, który dokładnie "włącza" proces nowotworzenia.

Wyniki badań publikuje British Journal of Cancer.
Źródło: Gazeta Wyborcza

Genetyczny klucz do schizofrenii

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80355,6779690,Genetyczny_klucz_do_schizofrenii.html

"W programie udział wzięło 11 ośrodków z Europy i USA, m.in. tak znane jak Uniwersytet Stanforda (USA) i Uniwersytet w Edynburgu (Szkocja). Owocem ich prac, w trakcie których porównali ponad milion próbek materiału genetycznego pobranego od blisko 42 tys. osób (10 tys. z nich cierpiało na schizofrenię), są trzy artykuły opublikowane w dzisiejszym "Nature".

Schizofrenia dotyka co setnego z nas. Już dawno jednak zauważono, że w niektórych rodzinach przypadki zachorowań pojawiają się zdecydowanie częściej niż w innych. To dowód na genetyczne podłoże schorzenia. Jak się dziś uważa, za rozwój choroby w 75-80 proc. odpowiadają geny; reszta to czynniki środowiskowe. W przeciwieństwie do np. pląsawicy Huntingtona czy anemii sierpowatej - w których przypadku o tym, czy ktoś zachoruje, decyduje pojedyncza mutacja danego genu - w przypadku schizofrenii liczba genetycznych czynników ryzyka jest najprawdopodobniej o wiele większa.

Z opublikowanych dziś prac wynika, że owych różnych wariantów zwiększających ryzyko schizofrenii są setki, jeżeli nie tysiące. Tylko na chromosomie 6 naukowcy znaleźli ich ponad 450. Udało się też zidentyfikować podejrzane regiony na chromosomach 1 i 22. Autorzy prac uważają, że w sumie udało im się znaleźć jedną trzecią genetycznych czynników ryzyka schizofrenii.

Poniżej trzy z najbardziej interesujących odkryć.

Po pierwsze, wspomniany chromosom 6. Wiadomo, że znajdujące się na nim geny biorą udział w regulowaniu pracy układu odpornościowego. Tym samym silny argument dostali do ręki zwolennicy teorii, że u podstaw schizofrenii leży właśnie wadliwie działający układ odpornościowy.

Po drugie, okazało się, że w przypadku schizofrenii za rozwój choroby nie odpowiadają jakieś unikalne fragmenty DNA, ale te występujące stosunkowo często, których nosicielami jest wielu z nas. Dlaczego więc jedni chorują, a inni nie? Najprawdopodobniej z powodu kumulacji wielu niekorzystnych zmian.

Po trzecie, naukowcy odkryli, że w wielu przypadkach genetyczne korzenie schizofrenii pokrywają się z korzeniami innej choroby psychicznej - tzw. choroby afektywnej dwubiegunowej (w jej trakcie dochodzi do naprzemiennego występowania epizodów manii i depresji)."

wtorek, 23 czerwca 2009

To nie tak!

Ksiązka Deborhy Tannen "To nie tak!' pokazuje w jaki sposób różnice w stylu konwersacyjnym partnerów, przyjaciół, czy nieznajomych, prowadzą do nieporozumień. Autorka w ciekawy sposób przedstawia także różnice w stylach pomiędzy kobietami i mężczyznami. Liczne przykłady pozwalają na lepsze zrozumienie podstaw teoretycznych.

Dzięki tej książce wreszcie naprawdę zrozumiałam o co chodzi z tą metakomunikacją :)

Gorąco zachęcam do zajrzenia do tej książki!

Kilka myśli, które mnie wyjątkowo poruszyły.

Kobiety czasami narzekają na partnerów „bo on mnie nie rozumie”, „bo on mnie nie słucha”. Ta książka pomaga trochę zrozumieć meandry komunikacji :)

Kobiety chcą, aby ich partnerzy stali się ulepszonymi wersjami ich przyjaciółek z dzieciństwa, z którymi można rozmawiać o najgłębszych sekretach. Natomiast mężczyźni zamiast rozmawiać wolą wspólnie robić pewne rzeczy.

Kobiety w inny sposób niż mężczyźni realizują potrzebę bliskości. Dla kobiet bliskość oznacza rozmawianie ze sobą, dla mężczyzn robienie czegoś razem. Co więcej dla obu płci rozmawianie i słuchanie oznacza trochę odmienne rzeczy. Zatem partnerka, gdy pragnie podbudować swój związek i pogłębić bliskość z partnerem, zaczyna mu opowiadać o sobie, o spędzonym dniu w pracy, o swoich kłopotach. Oczekuje, że partner wyrazi zainteresowanie, zrozumienie i w zamian opowie coś o sobie, poda przykłady podobnych zdarzeń (w taki sposób kobieta oczekuje zaspokojenia jej potrzeby bliskości i równości).

Jednak mężczyzna odbiera rozmowę jako prośbę o pomoc w rozwiązaniu konkretnego problemu, więc daje jakąś radę, jak on by postąpił w takiej sytuacji. Albo zaczyna dyskutować, podważać jej interpretację (kierując się typową dla mężczyzn potrzebą rywalizacji). Prowadzi to do tego, że partnerka czuje się zlekceważona lub krytykowana. Nie otrzymała zrozumienia, więc wydaje się jej, że on nie słucha. Jeśli partner daje jej rady, to ona odbiera to jako traktowanie jej z góry przez mężczyznę, który wie lepiej (odbiera metakomunikat o wyższości partnera).

Ponieważ partner nie przytacza podobnych przykładów ze swojego doświadczenia, kobieta odczuwa to jako udowodnienie jej wyższości partnera, że jemu takie rzeczy się nie przytrafiają. W ten sposób poczucie bliskości u partnerki zostaje zagrożone. Próbuje więc je odbudować ujawniając coraz więcej informacji o sobie, co rodzi zamknięte koło, bo im więcej mówi, tym bardziej reakcje partnera wzbudzają w niej poczucie odrzucenia, niezrozumienia. A partner irytuje się nie rozumiejąc o co jej chodzi i dlaczego prosiła go o radę, gdy wcale nie chce jej przyjąć.